Obecne użycie słowa „antyfaszyzm” w polskich debatach publicznych musi poważnie niepokoić. Ci bowiem, którzy terminu tego używają, jako politycznej broni, w przekonaniu, że bronią demokracji i otwartego społeczeństwa, brak jest wyraźnie elementarnej wiedzy historycznej. Pojęcie „antyfaszyzmu” ma jednoznacznie swoje źródło w ideologii marksizmu-leninizmu i znajdowało powszechny użytek w propagandzie totalitarnego państwa, jakim był Związek Radziecki i jest terminem nadużywanym przez ruch komunistyczny, w szczególności w jego najgorszej stalinowskiej fazie.
Faszyzm charakteryzowano wedle znanej formuły działacza międzynarodówki komunistycznej Dimitrova, jako: „system władzy powołany w interesie reakcyjnych kręgów kapitału finansowego, po to, by doprowadzić do ucisku klasę robotniczą”. Z kolei „w enerdowskim słowniku historycznym czytamy: “Konsekwentnym nośnikiem antyfaszyzmu jest klasa robotnicza ze swoją marksistowsko-leninowską partią na czele. Ponieważ dyktatura reakcyjnych, najczęściej szowinistycznych i imperialistycznych kręgów finansowego kapitału walczy z żywotnymi interesami całego społeczeństwa, istnieje konieczność i także możliwość pozyskiwania szerszych kręgów społecznych na rzecz ruchu antyfaszystowskiegowokół klasy robotniczej i jej partii”.
Były to definicje skierowane nie tylko przeciw faszyzmowi, ale także w konsekwencji przeciw demokracji parlamentarnej. Z punktu widzenia marksistowsko-leninowskiej ideologii zarówno faszyzm, jak i demokracja parlamentarna były „kapitalistyczne”. Tak jak według leninowskiej definicji imperializm miał stanowić fazę rozwojową kapitalizmu, tak faszyzm miał być ostatnią fazą rozwoju imperializmu. To nie brak demokracji i swobód obywatelskich stanowił przedmiot antyfaszystowskiej krytyki wobec faszyzmu, ale jego kapitalistyczny i imperialistyczny charakter. Demokracja parlamentarna (burżuazyjna wedle ówczesnego słownictwa), jako właśnie kapitalistyczna, była jedynie pewną fazą rozwoju społecznego, który nieuchronnie kończyć się musiał właśnie faszyzmem. Faszystami byli nazywani też często nazywani socjaldemokraci, którym przyczepiano łatkę „socjalfaszystów”. Na mocy ideologicznych zaklęć niemal wszystko, co było nieprawomyślnie, mogło być oskarżone o faszyzm, a komunista był antyfaszystą nie jako z definicji.
Antyfaszyzm był w rękach komunistów narzędziem służącym do mobilizowania szerokich kręgów niezorientowanych, z których czyniono poputczyków ruchu komunistycznego. Był narzędziem swoistego ideowego szantażu, który zdawał się nie pozostawiać żadnego innego wyboru: „jeżeli nie jesteś z nami, jesteś faszystą”.
Antyfaszyzm miał też stanowić motywację dla zaangażowania się po stronie Związku Sowieckiego. O ile w wielu krajach bloku sowieckiego antyfaszyzm szybko degradował się do czysto propagandowego zabiegu, to w NRD a także na Zachodzie w środowiskach sympatyzujących z ruchem komunistycznym zachowywał on długo pewną skuteczność. Kojarząc straszliwe zbrodnie faszystowskiej (a nie narodowosocjalistycznej) III Rzeszy z zachodnim kapitalizmem czyniono też faszyzm nie tylko zjawiskiem z przeszłości, ale całkiem aktualnym. I owo skojarzenie miało mobilizować do zwalczania zachodniej demokracji.
„Antyfaszyzm” znajdował wieloraki propagandowy użytek. Ściśle łączył się z „walką o pokój”, o której słusznie żartobliwie zauważono, że będzie tak długo trwała, aż kamień na kamieniu nie pozostanie. Faszyzm (na kapitalistycznym Zachodzie) miały prowadzić do wojny, gdy tymczasem komunizm miał być najlepszym sposobem na jej uniknięcie. „Antyfaszyzmu” użyto też jako propagandowego hasła, aby usprawiedliwić potrzebę budowy muru berlińskiego w 1961roku. Jego budowniczowie nazwali go w przedziwny i niezwykle charakterystyczny sposób „antyfaszystowskim przedmurzem”.
„Antyfaszyzm” był tym hasłem, które niestety silnie utrwaliło się w głowach wielu ludzi, a wielu zapomniało o historycznym dwuznacznym znaczeniu. Zauważa to wschodnioniemiecki krytyk systemu komunistycznego: „W przypadku NRD wyobrażenie, że stoi się po stronie zwycięzców, uniknięcie rozrachunku z pomocą antyfaszystowskiego mitu, aby legitymizować następną dyktaturę, należy do konstytutywnych kłamstw”.
Dobrze byłoby tym bardziej w Polsce nie powtarzać błędów, przed którymi ostrzega nas niemiecki demokrata. Warto też pamiętać, że dzisiejsi niemieccy „antyfaszyści” to przede wszystkim grona chuliganów specjalizujący się w ulicznych awanturach, w czym najbardziej podobni są do kiboli.